Mariusz Robert Stoppel

Aktualności

Cisza… krzyczy, a wszystko z niej się rodzi. Przestrzeń wypełnia się oczekiwaniem, zaniesionym pod stopy Stwórcy. Niedopowiedziane skrada się. Jest tuż, tuż. Zdaje się czyhać. Ale jeszcze
nie podążasz. Jeszcze nie czas. Powstajesz powoli. Z daleka, gdzieś z niewypowiedzianego, zakrada się światłość. Zaczyna dotykać Twych powiek. Rozwierasz je lekko zalękniony
i umierasz dla blasku. Wychodzisz z mroku, o świcie. A jakże by inaczej, po kryjomu.

To najlepsza pora na wędrówkę. Po miejscach, w których wzrastałeś, które przytulałeś
i przeklinałeś, w których płakałeś i śmiałeś się do bólu i z bólu. Wreszcie jesteś. Stałeś się. Więc przemierzaj i zmierzaj, choć wszystkiego nie jesteś w stanie policzyć. Wyjdźmy razem: na ulice
i pod dachy, zachłyśnijmy się niebem niezmierzonym i przytulmy zmęczoną nami ziemię. Wejdźmy wszędzie. Nawet wtedy, kiedy kołacząc do drzwi, nikt nam nie otworzy. W drogę, teraz i na każde jutro.

Musimy bowiem gdzieś podążać. Przemierzać się i wchodzić, wychodzić i powracać. Czasami trwożymy się. Niekiedy śmiejemy do… roz-huku.
Nie złorzeczmy jednak. Rzeczywistość wyzwala nas bowiem z nadmiaru i… z tego, co nam zbywa. Wyrzuceni poza nawias mkniemy, by umknąć przemijaniu. Jak rzeka. Wytrwale.

Jeśli wśród dróg przede mną jest ta jedna, na której spłonę, ale mocne dam światło, pójdę tą drogą…